Uregulowanie kwestii spadkowych jest w takich przypadkach szalenie trudne i należy się nad nim pochylić zawczasu, kiedy jest jeszcze możliwe zapobieżenie sytuacjom nieodwracalnym i brzemiennym w skutkach.
Weźmy np. małżeństwo „z odzysku”, w którym on i ona mają po jednym dziecku z poprzedniego związku oraz dziecko wspólne. W przypadku śmierci np. ojca, w świetle prawa dziedziczy po nim żona ze wspólnym dzieckiem oraz dziecko z poprzedniego związku. Relacje pomiędzy poszczególnymi „elementami” rodzinnego patchworku bywają bardzo różne, a rozpiętość ich intensywności często trudna do przecenienia.
Polisa jest źródłem pieniędzy – którymi za życia się nie dysponuje – uruchamianym z chwilą otwarcia spadku (czyli śmierci ubezpieczonego) i tym samym
stanowi doskonały instrument umożliwiający uregulowanie spraw sukcesji m.in. w rodzinach o skomplikowanej strukturze i ograniczonych bieżących zasobach finansowych.
Z tego powodu deklaracje – o, zgrozo, jakże często przez nas słyszane – o niechęci do bogacenia się na śmierci bliskiej osoby („nie chcę zarabiać na śmierci męża”), jako przyczynie nie ubezpieczania się tej osoby, są jedynie przejawem niezrozumienia problemu lub, mówiąc dosadniej, zwykłą głupotą i z żadnym wyższym, czy szlachetnym uczuciem nie mają nic wspólnego. Dziwnie jakoś mało kto ma podobne skrupuły w chwili zaciągania kredytów, które – jeżeli nie zostaną spłacone przed śmiercią kredytobiorcy – obciążą po jego zgonie te tak bardzo kochane osoby.
Zaiste wysoce pokrętna definicja miłości.
Wykupiona z chwilą zawarcia nowego związku polisa na życie jest bowiem
korzystnym sposobem na zabezpieczenie interesów dziecka z poprzedniego związku bez uszczerbku dla nowej rodziny i bez jednoczesnego wikłania nowej partnerki/rodziny w niechciane lub nieprzyjemne kontakty z eksmałżonką.