Ostatnio dowiedziałem się, jak problem rozwiązano w Holandii.
Holendrzy, naród równie bogaty, co oszczędny, nie kwapił się z ubezpieczaniem swoich domostw, które jak wiadomo, na jednej trzeciej powierzchni Niderlandów posadowione są poniżej poziomu morza. Jak to w kraju kapitalistycznym, pomoc państwa dla osób poszkodowanych ograniczona jest zazwyczaj do minimum.
Aby zaradzić tej sytuacji postanowiono przeciwdziałać tragediom ludzkim nie poprzez pomoc państwową i społeczną, a poprzez regulacje prawne: aby nakłonić (przymusić) właścicieli do ubezpieczania domów i mieszkań, wprowadzony został przepis, na mocy którego przed zasiedleniem mieszkanie lub dom muszą być ubezpieczone. Tym sposobem ubezpieczenie lokali stało się w Holandii obowiązkowe.
Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, w ojczyźnie tulipanów od skutków wielkiej wody chronią… paragrafy. Szczerze mówiąc nie widzę lepszego rozwiązania, choć zdaję sobie sprawę, jaki to wywoła opór w naszym społeczeństwie.
W mediach (prasie, radiu, telewizji, Internecie) tematy związane z ubezpieczeniami, poruszane są zazwyczaj tylko w kontekście jakiegoś zdarzenia losowego (pożar, powódź, huragan, wypadek, dzieci osierocone przez oboje rodziców itp., itd.), którego skutki i konsekwencje mogłyby zostać ograniczone, gdyby poszkodowani byli odpowiednio ubezpieczeni od takich zdarzeń.
Pojawia się wtedy wiele rozmaitych wątków, wskazujących, że ubezpieczenie nie jest wcale rozwiązaniem korzystnym, bo jest drogie, a na terenach powodziowych jeszcze droższe, itp.
Wśród tych wszystkich argumentów na „nie”, stałą pozycję zajmuje motyw „tego, co zapisane jest drobnym drukiem” i czego z tego powodu nikt nie czyta....a potem wynikają z tego kłopoty i że w ogóle firmy ubezpieczeniowe, są tylko po to, żeby wyłudzić od klientów składkę za coś, o czym nikt nie ma pojęcia i co nikomu do niczego nie jest potrzebne. Poza tym nikt przy zdrowych zmysłach nie planuje przecież wypadku, choroby, ani tym bardziej umierania.
Po takich wywodach niczyja wiedza o ubezpieczeniach nie wzrasta, nikt niczego nie rozwiązuje, ale jednocześnie nie przedstawia żadnej alternatywnej propozycji, która rzeczowo dowodziłaby, że ubezpieczenia rzeczywiście są do niczego.
Jeżeli natomiast przedstawiciel jakiegoś towarzystwa ubezpieczeniowego, ma zaszczyt i szczęście być zaproszonym do takiej debaty, to na ogół nikt go nie słucha, ponieważ zawsze łatwiej wpadają w ucho i zapadają w pamięć barwne relacje złych doświadczeń, niż praktyczne rady doświadczonych fachowców.
A gdyby tak na stronie www.ubezpieczeniaonline.pl utworzyć rubrykę, w której wypowiadaliby się Ci, którzy zaznali dobrodziejstwa jakiegoś ubezpieczenia?
Nie jest ważne, czy będzie to ubezpieczenie życiowe, majątkowe czy osobowe. Istotne, żeby z takiej krótkiej relacji można było dowiedzieć się, jakie problemy wypłata świadczenia ubezpieczeniowego pozwoliła rozwiązać w krytycznym momencie.
Najwyższy już chyba czas położyć kres konfabulacjom na temat ubezpieczeń. Póki nie pokażemy, gdzie leży korzyść ubezpieczonego, tak długo wszystkie skutki kataklizmów będą finansowane z kiesy państwowej, co, choć jest ogromnym obciążeniem dla budżetu państwa, i tak nie odpowiada potrzebom poszkodowanych. Może dzięki przykładom z życia i prawdziwym historiom opowiedzianym przez tych, którzy je przeżyli, można będzie przekonać niektórych, że ubezpieczenia działają i mają sens.
Taka jest moja refleksja, w deszczowe popołudnie, podczas trwającej powodzi...
Maciej Lichoński
Jak zwykle zapraszam na moją stronę:
http://www.agent-aviva.warszawa.pl/