Gdyby jeden z małżonków umarł, drugi dostanie od firmy ubezpieczeniowej 400.000 zł, spłaci kredyt i urządzi sobie życie po nowemu.
Kiedyś napisałem felieton o czarnych scenariuszach w rodzinach.
No to załóżmy taki czarny scenariusz w tej rodzinie.
Mąż zginął w wypadku samochodowym, wdowa dostała 400.000 zł, spłaciła kredyt i bezpieczna finansowo (ma dobrą pracę – stałe źródło dochodu) spokojnie pije sobie herbatkę, aż tu nagle ... dzwonek do drzwi.
Przyjechali niespodziewanie teściowie.
Nie przywieźli jednak ze wsi kiełbasy i miodu, tylko stali się jacyś oficjalni, prawie obcy.
Niczego nie podejrzewająca wdowa częstuje ich herbatą i ciasteczkami, chociaż widzi po ich minach, że nie przyjechali tu pocieszać ją, ale w jakiejś zgoła innej sprawie.
I miała rację.
Znajomy adwokat poradził bowiem Teściom, żeby wystąpili do wdowy (do niedawna ukochanej synowej, no ale przecież, gdyby nie ona i jej pomysł, aby osiedlić się w dużym mieście, to syn na pewno nie zginąłby w wypadku samochodowym!) o należną im część spadku.
A ta część jest wcale nie mała bo wynosi 1/4 wartości mieszkania czyli ok 100.000 zł (patrz w przepisach ustawy o spadkach i darowiznach, wymiar spadku).
Jeżeli nie zostaną spłaceni, to od jutra wprowadzi się tu ich młodszy syn, który ma zamiar studiować medycynę – i ma do tego pełne prawo – jako że po przeprowadzeniu sprawy spadkowej to Teściom należeć się będzie owa ¼ część mieszkania.