W końcu dotarło do mojej świadomości, że końca świata zapowiadanego i niemal planowanego już na 21 grudnia ubiegłego roku nie było i że trzeba żyć dalej.
Nawet nie kupowałem prezentów na święta, ani nie wykupiłem, jak co miesiąc, jednostek funduszu akcji, no bo po co, skoro i tak wszystko miał trafić szlag? A na schron wysoko w górach nie mogłem sobie pozwolić z przyczyn finansowych.
Nie, to nie – pomyślałem. Mam swoje własne końce świata, które na pewno nastąpią.
Zacząłem się natomiast zastanawiać, już po niedoszłym fakcie, jak moi współplemieńcy podchodzą do tego zagadnienia.
Jak zapewne część z Państwa zdążyła już zauważyć specjalizuję się w opracowywaniu planów finansowych dla rodzin i zabezpieczaniu realizacji tych planów za pomocą odpowiednio skonstruowanych produktów finansowych.
Bardzo duży odsetek moich klientów nie potrafi przekroczyć mentalnie wieku emerytalnego.
Dlatego proszą o zakończenie planowania na wieku 65. lat (niestety nieliczni tylko pogodzili się z 67. rokiem życia), a potem ma być już tylko emerytura i konsumpcja tego, co uda im się zebrać do momentu zakończenia aktywności zawodowej.
Na ogół otrzymuję typowe już dla mnie zadanie: klient prosi o przygotowanie symulacji polisy na sumę ubezpieczenia np. 200 000 zł, tak, aby w chwili przejścia na emeryturę mógł tę polisę zlikwidować i mieć zgromadzonych na rachunku tej polisy 100 000 zł.
Wówczas na swoje pytanie, co się stanie po tym 65. (67.) roku życia, z ust potencjalnego klienta pada zawsze ta sama odpowiedź: „Jak to? Będę już na emeryturze i polisy nam (mnie i żonie) nie będą wtedy do niczego potrzebne”.
Taką filozofię głosi zresztą kilka tzw. kancelarii finansowo-ubezpieczeniowych, które likwidują ludziom często bardzo dobre polisy bezterminowe i w to miejsce sprzedając pozornie tanie ubezpieczenia terminowe,
o czym pisałem parę tygodni temu w felietonie „Szarańcza”.
Żeby nie być gołosłownym informuję, że jestem przykładem człowieka, który parę miesięcy temu osiągnął wiek emerytalny!
Czy z tego powodu coś zmieniło się w moim życiu?
Budzę się rano i myślę sobie: „ho ho! Dożyłem do wieku emerytalnego w jakim takim stanie zdrowia. Dom wybudowałem, drzew nasadziłem bez liku, syna (i córkę) spłodziłem, mam 3 wnuków”.
Zaraz wstanę, ogolę się, wykąpię i będę wieść życie emeryta. Dziwne uczucie.