To zjawisko dotyczy zresztą większości polis, na których odkłada się kapitał.
Różnica polega tylko na tym, jaką sumę pieniędzy klienci są w stanie utrzymać na koncie, a od jakiej kwoty zaczyna się „świąd”, czyli parcie na kasę – jednym słowem moment, kiedy klienci zaczynają szukać pretekstu, aby te pieniądze wycofać z rachunku i wydać. Z przerażeniem myślę, jak znikoma część społeczeństwa rzeczywiście odłoży w ogóle jakieś pieniądze na emeryturę.
Przeważnie zależy to tylko od świadomości finansowej klienta.
Osoba, która pojęła zasady reformy emerytalnej, już wiele lat temu zrozumiała, że w tym zakresie może liczyć wyłącznie na siebie.
Jak wykazują badania, większość społeczeństwa jest nadal przekonana, że wyłącznym obowiązkiem Państwa jest zapewnienie każdemu obywatelowi godnego bytu na emeryturze.
Najzabawniejsze jest to, jak klienci tłumaczą mi w rozmowach, że są lepsze formy inwestowania, niż kupowanie jednostek uczestnictwa funduszy, i że będą teraz kupować np. ziemię. Jeden mój niedoszły klient miał sadzić choinki („Panie! Samo rośnie, a pan
se ścinasz na święta i masz kupę kasy!”), inny miał kupić segment od dewelopera, wykończyć go i sprzedać z zyskiem 30%, jeszcze inny założył hodowlę strusi.
Akurat żadna z tych osób nie dość, że nie zarobiła na swoich pomysłach ani grosza, to stracili z trudem uciułane pieniądze: ten od choinek spadł z dachu i musiał się leczyć, ten od dewelopera nic nie kupił, a strusie się pochorowały i trzeba było ubić te, które jeszcze były zdrowe.
Ja absolutnie nie twierdzę, że jedyną formą odkładania na emeryturę jest oszczędzanie i inwestowanie w takie czy inne fundusze. Nigdy nie należy wszystkich jajek wkładać do jednego koszyka!
Nie ma jednej idealnej metody.
Zawsze podaję przykład kolegi, który kupił poza Warszawą ziemię pod lasem.
Po roku powiedział mi: ziemia ta już podwoiła swoją wartość.
Po dwóch latach usłyszałem: ziemia ta straciła na wartości 80%, ponieważ obok zaplanowano drogę szybkiego ruchu.
Po trzech, dowiedziałem się: mają tam podobno budować supermarkety, więc jeżeli plan zagospodarowania zatwierdzą, mogę zarobić na tej ziemi górę pieniędzy.
Poczekam, życząc oczywiście mojemu koledze dużo szczęścia i wielkiego dochodu.
Dla przeciętnego Kowalskiego polisa kapitałowa lub TFI są najprostszymi dostępnymi i najmniej kłopotliwymi rozwiązaniami.
Obiekcja, co będzie, jeżeli w wieku emerytalnym dopadnie nas taka bessa, jaka miała miejsce dwa lata temu, jest dość prosta do obalenia.
Należy samemu (lub zlecić to firmie) wybrać taką strategię inwestycyjną, aby na początku udział funduszy akcyjnych był wysoki, a z wiekiem malał tak, aby kilka lat przed emeryturą mieć pieniądze ulokowane na funduszach bezpiecznych (kogo stać, może zawsze część środków mieć ulokowanych w akcjach).
Niestety Ci ze świądem finansowym są często nie do wyleczenia.
Jak napisał na swoim blogu jeden z wybitniejszych polskich analityków finansowych: Każdy ma niezbywalne prawo do pozbywania się swoich ciężko zarobionych pieniędzy w sposób, jaki uzna za właściwy.
I tak, kiedy w przyszłości emerytura będzie im starczała do piętnastego każdego miesiąca, przyczynę swojego biednego życie upatrywać będą w pechu, niesprawiedliwości losu, złym zarządzaniu państwem, powodziach, trzęsieniach ziemi w Japonii, wojnie w Iraku i w przystąpieniu do Unii Europejskiej, ale nigdy, przenigdy nie przyznają się przed samymi sobą, że nie wykorzystali szansy, nie poskromili swoich apetytów, przejadali swoje dochody, słowem, nie potrafili zarządzać swoimi pieniędzmi.
Maciej Lichoński
Źródło:
Ubezpieczenia na życie