Kiedy ok. 150 lat temu tworzono zręby pierwszego systemu emerytalnego, który zawdzięczamy zresztą Bismarckowi, rozwiązanie to było adresowane do bardzo wąskiej grupy ludzi zasłużonych dla Reichu. Warto przypomnieć, że wówczas średnia długość życia wynosiła nieco ponad 40 lat i nikt nie przypuszczał, że w XXI wieku będzie to powód dla którego większość państw będzie mieć problemy ze swoimi budżetami. Obciążenie zobowiązaniami emerytalnymi w ich aktualnej formie stało się nie do udźwignięcia przez współczesne gospodarki.
Kiedy stworzono cały system ubezpieczeń społecznych, nikt nie był w stanie przewidzieć, ani tym bardziej oszacować kosztów, jakie Państwo będzie musiało ponosić, chcąc się z tego zobowiązania wywiązywać.
Nawet znacznie bogatsze od nas kraje skandynawskie, których partie socjalistyczne już dawno w pełni wdrożyły te systemy, zmuszone były wycofać się z przyjętych założeń (darmowy dostęp do służby zdrowia, wysokie dodatki na wychowywanie dzieci, wysokie renty rodzinne i opiekuńcze) znacznie ograniczając wysokość świadczeń.
W Polsce, system ubezpieczeń społecznych tak naprawdę nigdy nie działał.
W obecnej sytuacji, kiedy młode małżeństwa odkładają na później decyzję o posiadaniu dzieci, a płodność kobiet i mężczyzn spada z pokolenia na pokolenie, pojawił się po raz pierwszy problem ujemnego przyrostu naturalnego. W konsekwencji nie ma kto pracować na emerytów! Tym samym system repartycyjny zawodzi na całej linii: pieniędzy zgromadzonych ze składek pracujących nie starcza na bieżące wypłaty emerytur.
Mało kto wie, że 7 lutego 2006 roku Trybunał Konstytucyjny uznał, że sądy i ZUS miały rację twierdząc, iż emerytura nie jest tym, co - po spełnieniu szeregu warunków ustawowych (odpracowaniu określonej liczby lat, osiągnięciu odpowiedniego wieku) - należy się każdemu, lecz, że jest wyłącznie przywilejem, którym mogą (lub nie) obdarzyć nas Polaków urzędnicy różnych szczebli.
Czyli pierwszy filar będzie się kurczył, kurczył, tak pod względem wysokości świadczeń, jak i z czasem także - liczby uprawnionych… Jeżeli decydenci będą zwlekać z podniesieniem wieku emerytalnego, to skurczy się prawie do zera.
Sądzę niestety, że można założyć, iż w niezbyt już odległej przyszłości wypłaty z pierwszego filara staną się symboliczne.
Póki rząd nie dobrał się jeszcze (a przecież intensywne próby trwają) do II filara, można liczyć na wypłaty z tego funduszu. Nie znaczy to jednak , że obecny jego kształt jest idealny. Należy go pilnie zmodyfikować, aby w razie bessy osoba odchodząca na emeryturę nie traciła na tym i aby każdy mógł - w pewnym zakresie - wpływać na to, jak jego pieniądze są inwestowane, itp.
Tematem, którego jak ognia boi się każdy polski rząd jest wydłużenie wieku emerytalnego. Lęk przed podjęciem tej niepopularnej decyzji jest niestety silniejszy od zdrowego rozsądku.
W racjonalnej i praktycznej Francji gotowy już jest – zaprezentowany 16 czerwca przez Ministra Pracy - rządowy projekt reformy systemu emerytalnego oparty na progresywnym wydłużaniu - co roku o 4 miesiące - wieku emerytalnego, który od roku 2018 wynosić będzie 62 lata (dla kobiet i mężczyzn), na zwiększeniu składek na ubezpieczenie społeczne opłacanych przez niektóre grupy społeczne, oraz wydłużeniu z 20 do 25 lat okresu zatrudnienia branego pod uwagę przy obliczaniu wysokości świadczenia. Ponadto wydłużony został także okres składkowy niezbędny do uzyskania pełnej emerytury. Zmieniony został również system przyznawania emerytur za pracę w warunkach szkodliwych. Aby ponadto zachęcić pracodawców do zatrudniania osób po 55 roku życia, wprowadzony zostanie system zachęt podatkowych. W zamian młodzi poszukujący pracy korzystać będą z wydłużonej ochrony.
Po przedstawieniu go partnerom społecznym projet będzie jeszcze przedmiotem dyskusji Rady Ministrów (13 lipca), aby już we wrześniu trafić do Parlamentu. Zaiste imponujące tempo świadczy o determinacji rządu, aby szybko rozwiązać palący problem.
W kontekście tej reformy wyraźnie mówi się o polityce zaciskania pasa. W swojej wypowiedzi dla prasy francuski premier François Fillon z mocą zaakcentował, że jeżeli emerytury mają być wypłacane w przyszłości, to przeprowadzenie tej reformy jest po prostu obowiązkiem, który szczególnie uwidocznił kryzys gospodarczy.
Wniosek pierwszy: Jak sobie Polaku nie odłożysz na emeryturę będziesz biedę klepał, a państwo w niczym Ci nie pomoże.
System opieki medycznej zawsze mieliśmy fatalny. Pamiętam jak w zimie, kiedy któreś z dzieci było chore stałem pod przychodnią od 5 rano, aby móc o 7.30 zarezerwować numerek do lekarza.
Teraz jest nieco lepiej, ale tylko nieco.
Modne obecnie wykupywanie abonamentów medycznych do już przepełnionych prywatnych placówek służby zdrowia wskazuje kierunek w jakim powinniśmy zmierzać, ale w żadnym przypadku nie może to być rozwiązaniem docelowym.
Statystycznie na prywatne leczenie każdy z nas wydaje już prawie 900 zł w ciągu roku! Milion potencjalnych pacjentów dysponuje abonamentami medycznymi o wartości 1 mld zł rocznie. Popyt przerósł już podaż.