Święto Trzech Króli niejako zamyka radosny okres związany z Bożym Narodzeniem, co nie przeszkadza, że karnawał będzie jeszcze trwał długo.
Pisanie w tym okresie bardzo poważnego felietonu mija się z celem, bo kto chciałby czytać o wyższości Funduszy Kapitałowych nad Otwartymi Funduszami Inwestycyjnymi (lub odwrotnie – w zależności od autora) lub o liczbie wypadków komunikacyjnych, czy pożarów mieszkań, jakie wydarzyły się w okresie świąt.
Dzisiaj będzie więc troszkę lżej.
Nie ma dwóch osób myślących podobnie.
Jeden z naszych znajomych zabezpieczył (mechanicznie) dom na wszystkie możliwe i znane sobie sposoby. Grube kraty wpuszczone głęboko w mur, drzwi pancerne, zamki atestowane najwyższej jakości, alarm.
Chodziło o naszego Klienta, więc choć był bardzo pewien skuteczności tej metody udało się namówić go na ubezpieczenie domu, nie tylko od pożaru i innych zdarzeń losowych, ale także od kradzieży z włamaniem.
„Ucho od śledzia” jak mawiał Kwinto z filmu „Va Bank”, żeby ktoś się do mnie włamał!
Minęły dwa lata i nic...
Któregoś jednak dnia złodzieje wyłamali kawałek muru przy pomocy podnośnika samochodowego zapartego o drzewo, weszli do domu, splądrowali i wywieźli łupy.
Ostatecznie więcej kosztowała naprawa uszkodzonego muru (za co firma rzecz jasna zwróciła pieniądze), niż wyniosła wartość samych łupów, ale Klient zapomniał jakoś o „uchu od śledzia” i przy odnawianiu ubezpieczenia podniósł nawet wartość domu i wyposażenia.
Każdy agent ubezpieczeniowy ma w zanadrzu dziesiątki takich przykładów.
Często przypadki bywają tak nieprawdopodobne, że gdyby ktoś napisał na ich podstawie scenariusz filmowy, nikt by tego filmu nie oglądał, ponieważ zostałby jednogłośnie uznany za historię wyssaną z palca, czyli naciąganą i nie mającą nic wspólnego z rzeczywistością.
Słynne powiedzenie: „Jak chcesz rozśmieszyć Pana Boga powiedz Mu o swoich planach” sprawdza się jednak na co dzień.
Dlatego przestało nas już śmieszyć, kiedy Klienci oświadczają nam z przekonaniem „Nie zamierzam umierać w najbliższym czasie. Po co mi polisa?”, „jak umrę, to co mnie obchodzi, co będzie z moją rodziną” (bardzo często), „mam lepsze zabezpieczenie niż polisa!” (jakie, tego się nigdy nie dowiemy), „nie potrzebuję żadnych testamentów! Jak umrę żona wszystko zabierze i podzieli się z dziećmi” itp., itd.
Mędrcy świata wypowiadają te zdania tonem pewnym, nie znoszącym sprzeciwu, tak, że ja, który pracuję w tej branży od 18 już lat i wiele w widziałem, wręcz boję się cokolwiek powiedzieć i jakkolwiek zaoponować.
Miałem już do czynienia z przypadkami wypłaty świadczenia po opłaceniu przez Klienta drugiej składki, pomagałem rodzicom ubiegać się o wypłatę świadczenia z tytułu poważnego zachorowania kilkuletnich dzieci, zgłaszałem śmierć klienta, który planował doubezpieczyć się za pół roku (ubezpieczył bowiem swoje życie na 20.000 PLN), ratowałem finansowo wiele rodzin tylko dlatego, że mi zaufały i zrozumiały, że bezpieczeństwo w życiu każdego z nas jest fundamentem spokojnego i godnego życia.