Nie znam statystyk, jaki procent Polaków przeżywa w trwałych związkach swoje życie, wypuszczając w świat potomstwo i pozostając na stare lata tylko we dwoje. Część małżeństw się rozpada, część ludzi woli żyć w wolnych związkach, część umiera... Taki jest naturalny bieg wypadków, takie są prawa natury i z tym musimy się pogodzić.
Tym razem zajmę się, nazwijmy to, typowym związkiem dwojga ludzi (chociaż płeć nie ma tutaj żadnego znaczenia), którzy przeżyli ze sobą najszczęśliwsze lata i kolejny już raz rozpoczynają nowy etap życia przechodząc na emeryturę. Systemem emerytalnym nie będę się zajmował, bo jaki jest każdy wie, a opowieści o tym, jakie będziemy mieli emerytury mijają się z celem.
Dzisiaj, jeżeli łączna emerytura małżonków odpowiada mniej więcej dotychczasowej wysokości pensji jednego z nich sprzed przejścia na emeryturę, można uznać, że mamy do czynienia z osobami dobrze sytuowanymi.
Poza tym we dwoje zawsze raźniej.
Stałe opłaty: czynsz, prąd, radio i telewizja dzielą się na dwie osoby, a i obiad łatwiej ugotować dla dwojga niż dla jednej osoby. Biednie, ale jakoś da się wytrzymać.
Tragedia zaczyna się, gdy jednego z nich braknie.
Wówczas jedna emeryturka ledwo starcza na opłaty stałe, wykup części przepisanych przez lekarza leków, a na jedzenie zostaje często kilka złotych dziennie.
Tak żyją miliony ludzi w Polsce.
A więc jest małżeństwo np. 70-latków, średnio zdrowych, wspomagających się nawzajem. Mąż robi zakupy na bazarku, gdzie jest zawsze taniej, żona gotuje zupę na 3 dni, bo tak się kalkuluje, jak coś się w domu zepsuje, to małżonek umie naprawić bez wzywania „fachowca”, a jak trzeba pojechać do córki na święta, to poniesie walizkę do pociągu.
Jak podają jednak statystki mężczyźni żyją znacznie krócej od kobiet i w pewnym momencie – przeważnie kobieta – zostaje sama.
Ma wprawdzie dzieci, ale wyniosły się one za pracą do dużych miast, mają tam małe mieszkania, własne dzieci i własne problemy życiowe. Telefonują wprawdzie często do ukochanej mamusi, ale pomóc jej za wiele nie mogą, bo nawet gdyby bardzo chciały, nie mają jak.
I tutaj chciałbym wrócić do ostatniego zdania mojego poprzedniego felietonu
Wszystkie jajka w jednym koszyku: w jakiej sytuacji należy wykupić polisę na życie z funduszem kapitałowym w wersji średnio kapitałowej (duży procent składki będzie inwestowany przez towarzystwo ubezpieczeniowe w fundusze kapitałowe).
Taka polisa jest znacznym obciążeniem finansowym przez całe życie, ponieważ składka jest zawsze dość wysoka.
Ale co ona nam daje na stare lata?
W pewnym wieku możliwe jest zaprzestanie opłacania składek na to ubezpieczenie (np. w momencie przejścia na emeryturę), a mimo to do końca życia współmałżonek jest chroniony sumą ubezpieczenia z polisy drugiego współmałżonka (ubezpieczenie działa do końca życia, jako że wszelkie opłaty pobierane są z wartości polisy, czyli z kapitału, który dotąd został zgromadzony na polisie).
W razie śmierci ubezpieczonego towarzystwo wypłaca pozostałemu przy życiu, uposażonemu współmałżonkowi pieniądze z polisy, które pozwolą mu dokładać do swojej emerytury.