Zakładając, że poza aktem ślubu małżonków łączyła też małżeńska wspólność majątkowa, to po śmierci jednego współmałżonka,
1/2 udziału we wszystkim co było w majątku małżeńskim pozostaje u żyjącego małżonka, podczas gdy druga połowa dzielona jest na pół: na małżonka i niepełnoletnie dziecko.
Co to oznacza w praktyce? Ubezwłasnowolnienie się na własnym majątku.
Pozostały przy życiu małżonek niby odziedziczył cały majątek, ale kompletnie nic nie może z nim zrobić. Aby sprzedać mieszkanie, matka musi wystąpić do Sądu Rodzinnego i Opiekuńczego o zgodę.
Trzeba zdawać sobie jednak sprawę, że sąd kieruje się wyłącznie interesem dziecka i może taką zgodę wydać, ale jeżeli uzna, że ta transakcja wpłynie na uszczuplenie majątku dziecka, to zgody na zbycie mieszkania z pewnością nie wyda.
Poza tym czynnikiem obciążającym finansowo matkę są koszty i czas. Otóż matka ma obowiązek zachować majątek dziecka w stanie nie pogorszonym, tzn. w przypadku mieszkania czy domu, finansować jego remonty i bieżącą eksploatację do pełnoletniości dziecka, co może oznaczać nawet 18 lat.
Aby oszczędzić czytelnikom nerwów, nie napisałem tutaj o procedurze spadkowej ( konieczność wyznaczenia komornika do spisu inwentarza, biegłego sądowego do wyceny mieszkania oraz działki – za wszystko płaci pozostający przy życiu małżonek zakładający sprawę spadkową).
Ile osób w Polsce ma wiedzę na ten temat?
Tylko prawnicy albo osoby, które zetknęły się z taką sytuacją w rodzinie bądź wśród znajomych. Pytanie: czy można takiej sytuacji zapobiec i jakim kosztem? Oczywiście wypadkom, chorobom, nagłym zdarzeniom najczęściej zapobiec nie można.
Ale ja chciałbym inaczej postawić pytanie.
Czy można coś zrobić, żeby nie narazić się na taką ewentualność? Tak, można. I nie chodzi wcale o zmianę poglądów i przedzierzgnięcie się z optymisty („mnie nic się nie zdarzy”) w skrajnego pesymistę przekonanego, ze nieszczęście czyha na każdym kroku.
Nawet czytanie przez tysiące osób moich i moich koleżanek i kolegów felietonów niewiele pomoże, jeżeli osoby te nie będą bardziej aktywne życiowo i nie zaczną dbać o interesy własne i swojej rodziny.
Jak zaobserwowałem, może zaledwie kilka procent moich rozmówców decyduje się na poukładanie tych spraw zawczasu, tak aby nie dać się zaskoczyć przez życie.
Chowanie głowy w piasek ponoć i strusiom już się znudziło, a ludzie wciąż unikają poruszania tematów, które tylko zwyczajowo uchodzą za delikatne.
Warto porozmawiać na ten temat z fachowcem, porobić odpowiednie zapisy i zabezpieczyć pieniądze na spłacenie spadkodawców i na zachowki (także dla własnych dzieci).
Maciej Lichoński
Źródło:
Ubezpieczenia na życie