Na poczesnym miejscu w moim gabinecie wisi w złotej ramce polisa ubezpieczeniowa dziadka mojej żony.
Polisa została wystawiona w Końskich w latach dwudziestych ubiegłego wieku, a więc kiedy dziadek miał 35 lat. Dzięki tej polisie, po nagłej śmierci męża w roku 1931, babcia odebrała pokaźną sumę pieniędzy z Pocztowej Kasy Oszczędności i jako wdowa na rencie po mężu, mogła spokojnie wychowywać swoją córkę, aż do wybuchu II Wojny Światowej.
Babcia mieszkała u nas póki nie zgasła w 96 roku życia i była zawsze bardzo dumna, że zajmujemy się ubezpieczeniami, bo sama doświadczyła co one znaczą dla ludzi.
Piszę o tym, ponieważ często ludziom się wydaje, że polisy na życie to jakiś współczesny, nikomu nie potrzebny wynalazek; no może potrzebny tym co mają zamiar umrzeć lub zginąć w wypadku, ale nie im.
Mało kto wie, że już w czasach starożytnych kupcy zrzeszali się w celu wspólnego ponoszenia ryzyka. Charakterystyczną cechą tych różnych form zrzeszeń i porozumień było oparcie działalności na zasadach wzajemności i solidarności. Dotyczyło to przede wszystkim działalności handlowej, transportowej i rzemiosła.
Już około 2500 p.n.e wśród egipskich kamieniarzy istniała forma wzajemnej pomocy w pokrywaniu kosztów pogrzebu.
Za czasów Hammurabiego (ok. 2 tys. lat p.n.e.) znane były umowy uczestników karawan w krajach Bliskiego Wschodu, w których zobowiązywali się oni wspólnie pokrywać ewentualne szkody, poniesione przez każdego uczestnika takiej umowy. Przedmiotem umów były przede wszystkim szkody poniesione w zwierzętach jucznych.
Jeżeli chodzi o ubezpieczenia na życie, to dopiero w roku 1762 towarzystwo wzajemne Equitable rozpoczęło prowadzenie długoterminowych ubezpieczeń na życie, w których kalkulacje składek oparte były na rachunku prawdopodobieństwa zgonu osób w różnym wieku. Pierwsza znana i udokumentowana polisa ubezpieczenia na życie datowana na dzień 18.06.1853 roku została spisana w Londynie, ubezpieczonym był William Gybbons na sumę 382 funty, 6 szylingów i 8 pensów. Świadczenie miało być wypłacone w przypadku śmierci w ciągu 12 miesięcy od daty podpisania umowy.
To tyle tytułem wstępu, ponieważ
dzisiaj, w XXI wieku 86% Polaków nie posiada indywidualnej polisy na życie!
Najczęściej przedstawianym argumentem uzasadniającym nie kupowanie polisy na życie jest brak pieniędzy .
Czyli mówiąc inaczej, brak potrzeby zabezpieczenia siebie i najbliższych.
W poprzednim felietonie napisaliśmy, że naszą koncepcją ubezpieczania klientów jest ubezpieczenie do końca życia.
Czyli bez względu na to, czy umrzemy młodo, czy w wieku „statystycznym” czy też przeżyjemy na emeryturze wiele lat, nasz współmałżonek/współmałżonka dostaną ustaloną za życia sumę ubezpieczenia.
No tak, ale jak tego dokonać, skoro na emeryturze nie stać nas na opłacanie składek ubezpieczeniowych, a ryzyko ubezpieczeniowe (a w ślad za tym składka) rośnie na starość lawinowo.
Po pierwsze, należy o to zadbać już w momencie konstruowania polisy. Najlepiej przed 35 rokiem życia, ale nie jest to warunek sine qua non.
Jeżeli na umowie głównej zbudujemy przez pierwsze lata trwania polisy niezbędny kapitał, wówczas mamy gwarancję, że po wielu latach właśnie ten kapitał z pierwszych lat polisy pozwoli na opłacanie do śmierci ryzyka ubezpieczeniowego.
Czy to możliwe?
Pokażmy to na przykładzie 30-latka .
Młody człowiek ubezpiecza się na życie na sumę 250 000 zł. Płaci składkę miesięczną 200 zł.
W 28 roku trwania polisy „zatrzymuje” sumę ubezpieczenia na poziomie 550 000 zł (tyle wyniesie ona po indeksacji), a składkę dalej indeksuje zabezpieczając ją przed inflacją, aż do wieku emerytalnego, czyli 65 lat.
Wówczas przestaje opłacać składki, utrzymując jedynie sumę ubezpieczenia na polisie aż do śmierci.
Oznacza to, że osoba wskazana jako uposażona dostanie po nim 550 000 zł, nawet jeżeli nasz klient żyć będzie dłużej niż 80 lat, ponieważ nasze obliczenia zrobiliśmy z zapasem.
Gwoli uczciwości należy dodać, że wartość realna tych pieniędzy przy założeniu średniej inflacji będzie wynosić ok. 110 000 zł, ale dla emerytki (załóżmy, że jest w wieku dziadka) to też całkiem okrągła sumka.
Takie obliczenia mogą przeprowadzać tylko bardzo doświadczeni i przygotowani merytorycznie agenci ubezpieczeniowi posiadający odpowiednie i niezbędne narzędzia informatyczne.
I jeszcze bardzo ważna kwestia: przynajmniej raz do roku należy kontaktować się osobiście z doradcą, żeby sprawdzić, czy rachunek polisy zachowuje się zgodnie z przyjętymi założeniami.
Przez ten czas przetoczą się hossy i bessy giełdowe, powstaną dziesiątki nowych funduszy, zmienią się reguły inwestowania.
Przyjęliśmy pewne założenia logicznie na dzisiaj, ale za lat 10 być może będą one nierealne i wówczas będzie należało zmodyfikować „kształt” polisy. Jednak dobra polisa jest produktem niezwykle elastycznym o czym nie ma nawet pojęcia większość ich posiadaczy i można ją niemalże dowolnie modelować w każdą rocznicę.
To jest wypracowana przez nas koncepcja ubezpieczeń na życie dla małżeństw i związków nieformalnych.
Tym, których nasza filozofia ubezpieczeń na życie przekonała pomożemy „skonstruować” program ubezpieczeniowy, jakiego potrzebują i będziemy obsługiwać ich polisy bez względu na to, w którym końcu Polski mieszkają.
Dla osób samotnych niezwykle ważną sprawą jest zabezpieczenie ich sytuacji materialnej w przypadku choroby oraz zabezpieczenie środków na emeryturę.
Tym zagadnieniem zajmiemy się już w którymś z następnych odcinków.
Zapraszamy jak zwykle na naszą stronę:
http://www.agent-aviva.warszawa.pl/
Maciej Lichoński
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Składki ubezpieczeniowe obywateli naszego kraju stanowią zaledwie 4 proc. PKB, natomiast w USA, Japonii czy unijnej "piętnastce" jest to o około 10 pkt proc. więcej – pisze „Rzeczpospolita” (Nr z 31.01.2008 r.). W tym, prawie 60 proc. stanowią ubezpieczenia na życie. Jednak średnio na jedną osobę wychodzi suma 600 zł. Dziennik szacuje, że przy założeniu, że składka jest równowartością 5 proc. ubezpieczanego kapitału, Polacy swoje życie wyceniają średnio na 12 tys. zł czyli na mniej więcej połowę wartości niedrogiego samochodu
We wszystkich felietonach przyjmuję te same założenia: 7% średni zysk, 3% indeksacja