Historię życia doświadczonego agenta można spisać w wielu tomach i wykorzystywać przy wprowadzaniu w arkana tej profesji kolejnych pokoleń sprzedawców ubezpieczeń.
Najlepsi sprzedawcy ubezpieczeń na świecie wydali setki książek i podręczników na ten temat. Wiele się można z nich nauczyć, chociaż życie i tak wciąż płata niesamowite figle.
Rozmawiając ze swoim przyszłym Klientem zawsze staram się postawić na jego miejscu (w żargonie mówi się: „wejść w jego buty”) i zaproponować rozwiązanie, jakie sam bym wybrał, gdybym był na jego miejscu.
Pozornie ta technika jest bardzo uczciwa i dobra, tyle że vis-à-vis mnie siedzi człowiek myślący zupełnie inaczej niż ja, mający inne priorytety życiowe, odmienny światopogląd, inne zgoła doświadczenie życiowe, no i przede wszystkim dysponujący inną wiedzą.
Kiedy na przykład ubezpieczam mieszkanie - na, powiedzmy, 10. piętrze – niezależnie od ubezpieczenia samej substancji mieszkaniowej (ubezpieczenie murów od pożaru i innych zdarzeń losowych) duży nacisk kładę na wysoką sumę gwarancyjną ubezpieczenia OC.
Tymczasem Klient może w ogóle nie chcieć ubezpieczenia OC, i co wtedy?
Mieliśmy ostatnio z żoną taki ciekawy i pouczający przypadek (obydwoje pracujemy w ubezpieczeniach). Ubezpieczyłem swojej Klientce życiowej mieszkanie o przeciętnej wartości.
Chcąc ograniczyć wydatek i obniżyć za wszelką cenę składkę, Klientka absolutnie nie zgodziła się na wykupienie ubezpieczenia OC.
Aby wzmocnić swoją odmowę, Klientka nawet zbudowała takie zdanie: „chce mnie Pan, Panie Maćku, naciągnąć na jeszcze wyższą składkę? Nie wstyd Panu? Już Pan dosyć na mnie zarobił!”. Zrobiłem, jak sobie Klientka życzyła, tylko dopisałem na polisie uwagę odnośnie nie przyjętej propozycji ubezpieczenia OC.
Po niedługim czasie Klientka kupowała drugie mieszkanie, które też chciała, a raczej musiała ubezpieczyć, ponieważ żądał tego bank. Tym razem spotkała się z Klientką moja żona, ponieważ bank narzucił terminy, a ja nie dysponowałem wówczas czasem.
To drugie mieszkanie do ubezpieczenia ma znaczną wartość, jest położone na ostatnim piętrze wysokiego budynku, Klientka zaciągała na jego zakup wysoki kredyt, w związku z czym działała pod presją żądań banku i w obawie, że może kredytu nie dostać. Tym razem nie miała, o dziwo, żadnych obiekcji i moja żona bez najmniejszego problemu sprzedała równocześnie ubezpieczenie OC na 100 000 zł.
Po kilku miesiącach, późnym wieczorem odebraliśmy od zdenerwowanej Klientki telefon, z którego wynikało, że robotnicy naprawiali w pierwszym mieszkaniu izolację na balkonach (pod jej nieobecność) i zalali mieszkanie.
Nie rozumieliśmy, co ma wspólnego balkon z zalaniem, ale klientka była okropnie zdenerwowana, więc umówiliśmy się na kontakt nazajutrz rano.
Już na spokojnie dowiedzieliśmy się wtedy, że w czasie, kiedy murarze wymieniali izolację na balkonie Klientki, wielkie roboty drogowe w okolicy spowodowały odcięcie dostaw wody w całej dzielnicy. Robotnicy zapomnieli więc, że nie zakręcili kranu i opuszczając mieszkanie zostawili odkręcone kurki w kuchni. Wiadomo, do rozrobienia cementu potrzebowali wody. Wodę włączono, kiedy robotników już nie było w mieszkaniu. Przez wiele godzin woda zalewała mieszkanie, przeciekając przez stropy na niższe piętra, w sumie trzy kondygnacje w dół.
Klientka była przerażona, ponieważ, jak napisałem, nie wykupiła ubezpieczenia OC, czego, o dziwo, w pełni była świadoma i martwiła się, czy jej ubezpieczenie obejmie wszystkie szkody?