Któż z nas nie był kiedyś, a może całkiem niedawno głodny?
Głodny, czyli od 4, 6, 10 godzin nie miał nic w ustach.
Bardzo nieprzyjemne uczucie, ssanie w dołku, suchość w ustach, zawroty głowy, myślenie tylko o jednym: gdzie szybko coś zjeść.
Takie my Europejczycy mamy pojęcie o głodzie.
Chwilowy stan związany tak naprawdę z brakiem czasu na konsumpcję.
Zdarza się to, gdy ciężko pracujemy i nie mamy czasu wyskoczyć na lunch, czy jedziemy opóźnionym pociągiem bez WARSu , a nie wzięliśmy ze sobą kanapek, ani nawet Snickersa.
A czy jesteśmy w stanie zrozumieć, co to jest głód człowieka w Afryce, który od dziecka jada od przypadku do przypadku, góra kilka razy na tydzień, nigdy do syta, często produkty małowartościowe i niskokaloryczne…
Czy jesteśmy w stanie zrozumieć stan psychiczny ludzi, którzy w oblężonym podczas wojny mieście przez siedem miesięcy nie mieli absolutnie nic do jedzenia, a siarczysty mróz błyskawicznie eliminował słabsze jednostki…
Po co to wszystko piszę?
Ponieważ wiem po sobie, że nasza wyobraźnia boi się tego typu przemyśleń, bowiem, jak napisałem na swojej stronie „Nasze EGO chroni nas bardzo dobrze przed wszystkim, co nieprzyjazne, nieznane, niebezpieczne, niemiłe”.
Aby uświadomić niektórym z Państwa, że mówią byle co, gdy z dumą odpowiadają doradcy ubezpieczeniowemu, że nie potrzebują zabezpieczenia od Poważnych Zachorowań,
ponieważ nie przewidują tego typu zdarzenia w swoim życiu – jakby byli nieśmiertelni i odrzucali oficjalne statystyki.
Takie osoby często opowiadają bzdury na temat niewypłacania roszczeń przez firmy ubezpieczeniowe, bo to jest ich forma obrony, ponieważ żyją w strefie komfortu psychicznego i za nic nie są w stanie zacząć myśleć, ponieważ, jak już wielokrotnie pisałem
MYŚLENIE BOLI.
Czy ktokolwiek z nas, w miarę zdrowy, w średnim wieku, żyjący z dnia na dzień pracą, rodziną, odpoczynkiem jest w stanie sobie wyobrazić, że idąc na rutynowe badanie dowiaduje się, jak ostatnio moja młoda koleżanka, że ma guza mózgu?
Że ma początki białaczki, jak jeden z naszych starych Klientów?
Że żona przeszła zawał kilka tygodni temu, a tak zaaferowana była pracą i domem, że nawet nie zauważyła złego samopoczucia?
Kiedyś poszedłem spać w najlepszym nastroju, a rano wstać nie mogłem, ponieważ tak mnie jakoś dziwnie „coś” z tyłu bolało.
Żona oczywiście podejrzewała jakieś tańce i hulanki na wyjeździe integracyjnym, a ja, jak się okazało, mam podwójną przepuklinę kręgosłupa. Nigdy dotąd nic mnie nie bolało. I w ciągu paru godzin stałem się tak naprawdę inwalidą, który musi chodzić na rehabilitację, ćwiczyć do końca życia, uważać na każdy ruch, a być może w przyszłości skorzystać z noża chirurga.
Jak sądzę wielu czytelników przeżyło podobną historię na własnej skórze lub zdarzyła się ona w bliskim otoczeniu, ale na szczęście wielu czegoś podobnego nie doświadczyło – i dlatego uważają, że ich to nie dotyczy.
Właśnie specjalnie do tej drugiej grupy adresuję ten tekst.
Wysilcie, proszę, swoją wyobraźnię i pomyślcie, co się stanie z Waszymi rodzinami, ukochanymi żonami i dziećmi, gdy się wydarzy jakieś nieszczęście.
U jednej z klientek wpadła mi w ręce ulotka naszej konkurencji, z której dowiedziałem się ile kosztują różne zabiegi medyczne, jeżeli trzeba je wykonywać odpłatnie.
Nawet nie przytoczę cennika, żeby nie straszyć czytelników.
Klika dni temu na pytanie, czy za 12 zł miesięcznie chciałby mieć umowę dodatkową związaną z poważnymi zachorowaniami na sumę ubezpieczenia 100 000 zł, młody człowiek roześmiał się z politowaniem: przecież ja jestem młody! Na takie choroby się zapada po sześćdziesiątce. Wtedy się zastanowię!
Nawet szkoda mi było pieniędzy na benzynę, żeby zawieźć go do położonego nieopodal Centrum Onkologii i przejść się z nim po korytarzu, aby zobaczył choć raz na własne oczy ludzi młodszych od siebie, spacerujących w milczeniu po szpitalnych korytarzach. Żeby sam doświadczył tego widoku i nie musiał opierać swojej wiedzy na relacji agenta (boć to z pewnością naciągacz). Być może jeszcze niedawno oni też myśleli tak, jak on.
Nie wiem, czy kiedykolwiek zawrze umowę dodatkową ubezpieczenia na wypadek poważnych zachorowań, ponieważ warunkiem wykupienia wielu umów dodatkowych – w tym także tej – jest dobry stan zdrowia. Obserwuję tymczasem, że coraz częściej brakuje mi miejsca w ankiecie medycznej na opis przebytych przez klientów chorób i zabiegów lub doznanych urazów. Także wyniki badań klientów pozostawiają często wiele do życzenia.
Jest grupa osób zatrudnionych w firmach, które finansują abonamenty medyczne i ta grupa z reguły korzysta z kompleksowych, bezpłatnych badań (dla człowieka z ulicy to koszt przekraczający 2 000 zł!), jednak zdecydowana większość zapracowana ponad siły, goniąca wczorajszy dzień, bada się tylko w razie choroby i gdy lekarz zleci badanie.
Bywa, że badania wykonywane są przy okazji pobytu w szpitalu, gdzie często leczenie jednej choroby pozwala wykryć kilka innych. Przytrafiło się to jednemu z moich klientów, który poszedł do szpitala z powodu uporczywego bólu brzucha i przy tej okazji dowiedział się, że jest chory na 6 innych chorób, za leczenie których zresztą wypłaciliśmy mu świadczenie z tytułu ubezpieczenia „Na Zdrowie”, czego się zupełnie nie spodziewał.
Popularne powiedzenie mówi, że nie ma ludzi zdrowych – są tylko niedobadani.
Ale dopóki to dotyczy cellulitu, można dać sobie z tym radę.
Gorzej, gdy dowiadujemy się czegoś, czego nigdy za nic nie chcielibyśmy usłyszeć.
Maciej Lichoński
Źródło:
Ubezpieczenia na życie