Taki wysoki zysk z inwestycji w ten przykładowy fundusz „X” został już osiągnięty w przeszłości, czyli jest to jego wynik historyczny. W przyszłości ten wynik może być bardzo różny: podobny, lepszy, albo zgoła beznadziejny. Aha! W tych obliczeniach osiągniętego zwrotu z inwestycji pominięta została inflacja, jako że wszyscy wszystko przeliczają w wartościach nominalnych, co jest zupełnie bez sensu, ale ładniej wygląda. No to jak ten nieszczęsny trzydziestolatek ma zbierać pieniądze na emeryturę, aby w 67. roku życia mieć na koncie REALNIE 1 mln zł?
Po pierwsze i najważniejsze: należy ustalić, czy będzie inwestował aktywnie czy pasywnie. Aktywnie, oznacza, że na początek poświęci kilkadziesiąt godzi na naukę o inwestowaniu (jest mnóstwo różnego rodzaju kursów i szkoleń poświęconych tej tematyce: płatnych i bezpłatnych); wybierze (jednak najlepiej wspólnie ze specjalistą) fundusz/fundusze, w które chce inwestować, a dopiero potem dzień w dzień, wieczorem, i do dni swoich ostatnich, będzie śledzić wyniki wybranych przez siebie funduszy.
Jeżeli źle się z nimi dzieje, (o tym, co to oznacza dowie się na szkoleniach), natychmiast przenosi pieniądze na fundusze bezpieczniejsze. Jeżeli natomiast podejrzewa (na podstawie wszelkich dostępnych sobie informacji fachowych!) że „tendencja jest wzrostowa”, wtedy powinien niezwłocznie kupować jednostki funduszy opartych na akcjach. Inwestując w taki, może trochę pracochłonny i wymagający osobistego zaangażowania sposób, tworzy się szansę uzyskania zysków rocznych na poziomie kilkunastu procent i ogranicza ryzyko straty.
Drugi sposób, szeroko reklamowany przez towarzystwa ubezpieczeniowe, TFI i podobne, to zgodnie z hasłem: wybierz strategię, wpłać i zapomnij! Świetnie brzmi, przyjaźnie dla Inwestora, a na pewno korzystnie dla właściciela funduszu, który bez względu na osiągany wynik zawsze pobiera opłatę za zarządzanie nim.
Jeżeli więc ów przykładowy inwestor wybrał strategię bezpieczną, a giełda poszybuje podczas hossy, to jego zysk i tak nie przekroczy poziomu 2-4 proc. Kiedy z kolei giełda poleci w dół, on nadal będzie dawał podobny zysk, i tym samym nie będzie zagrożony dużą stratą.
Na co dzień spotykam się z ludźmi, którzy albo mieli szczęście i nie mogą się nadziwić skąd na ich koncie tyle pieniędzy (oczywiście natychmiast je wypłacają zgodnie z moim felietonem
Jak Cię swędzi to się nie drap) i wydają na nowy telewizor lub wczasy w ciepłych krajach, ale częściej z ludźmi, którzy są oburzeni, że na ich kontach tak mało przybyło, albo i co nie daj Boże - ubyło.
A co robili przez ostatnich kilkanaście lat, jak interesowali się swoimi oszczędnościami? O tym milczą. Jak już wybierze się strategię , to trzeba założyć, jaka suma pieniędzy powinna zostać zgromadzona, założyć czas trwania inwestycji i średnią inflację w tym okresie.
Załóżmy, że dla naszego 30-latka okres inwestowania wyniesie 37 lat, że na koniec tego okresu chciałby mieć realnie do dyspozycji 1 000 000 zł (realnie - to znaczy po uwzględnieniu inflacji) i chciałby inwestować średnio agresywnie. Ja przyjmuję, że taka strategia zakłada średni zysk na poziomie 6-8 proc. Wówczas składka miesięczna powinna wynieść około 1 300 zł, a to już troszkę zmienia postrzeganie przyszłości, jeżeli przyrównać tę składkę do obiecywanego miliona na emeryturę za 50 złotych miesięcznie.
W dłuższym okresie każdy ułamek procenta zysku lub straty ma olbrzymi wpływ na końcowy wynik finansowy i wydaje się uprawnione twierdzenie, że tylko aktywne inwestowanie w jednostki funduszy ma sens, jeżeli inwestor pragnie efektywnie zarządzać swoimi środkami. Wystarczy podać przykład funduszu akcji, gdzie aktywne inwestowanie dawało - od 2002 - roku historyczny zysk o ponad 70 proc. wyższy od funduszy bezpiecznych!
Nieprawdopodobne? A jednak. Czy można proces ten, zautomatyzować - chociaż częściowo? Częściowo, zdecydowanie tak. Ale o tym innym razem.
Maciej Lichoński
Skontaktuj się z Autorem, który może zostać również Twoim doradcą ubezpieczeniowym, przez stronę:
Ubezpieczenia na życie