Czasem zastanawiam siê, w jaki sposób nale¿a³oby popularyzowaæ w¶ród Polaków wiedzê o roli i przydatno¶ci ubezpieczeñ w ¿yciu rodzin i firm.
Jak zahamowaæ szerz±c± siê bezpodstawnie tendencjê do dezawuowania towarzystw i doradców ubezpieczeniowych, przedstawianych prawie wy³±cznie jako osoby nie zawsze rzetelne, akwizytorów ¿eruj±cych na niewiedzy i naiwno¶ci ludzi?
Jak rozwiaæ tê aurê nieufno¶ci, wyzwalaj±c± niekiedy nawet wrogo¶æ w naszych rozmówcach?
W jaki sposób rozbudziæ w¶ród spo³eczeñstwa elementarn± ciekawo¶æ i zachêciæ do planowania finansowego, którego wa¿nym sk³adnikiem – zw³aszcza w odniesieniu do osób ekonomicznie s³abszych – s± ubezpieczenia, otwieraj±ce dostêp do ¶rodków finansowych w sytuacjach kryzysowych lub nadzwyczajnych dla rodziny lub firmy?
Jak wreszcie przekonaæ wszystkich i ka¿dego z osobna, ¿e ubezpieczenia obowi±zkowe, w tym komunikacyjne, s± b³ogos³awieñstwem, a nie dopustem bo¿ym?
Bez obowi±zkowych ubezpieczeñ komunikacyjnych, znacznie mniej ludzi staæ by³oby na posiadanie auta, poniewa¿ uczestnictwo w ruchu drogowym wi±za³oby siê z ryzykiem konieczno¶ci pokrywania z w³asnej kieszeni ewentualnych szkód wyrz±dzonych osobom trzecim. Przecie¿ pozornie du¿y wydatek na sk³adkê ubezpieczeniow± mo¿e zamieniæ siê – w razie wypadku – w korzy¶æ mierzon± w dziesi±tkach i setkach tysiêcy z³otych.
Warto zastanowiæ siê te¿, dlaczego tak silna niechêæ nie jest odczuwana w stosunku do innych doradców finansowych dzia³aj±cych na rynku – np. doradców kredytowych. Przecie¿ tak samo, jak my, po¶rednicz± oni pomiêdzy instytucj± finansow± – bankiem, a klientem. Tak jak my, za wykonan± pracê równie¿ otrzymuj± prowizjê.
Móg³by kto¶ powiedzieæ, ¿e klienci lepiej znaj± siê na kredytach ni¿ na ubezpieczeniach. Nic bardziej mylnego! Przeprowadzone jaki¶ czas temu badania rynkowe wykaza³y, ¿e klienci najczê¶ciej nie potrafi± porównaæ dwóch ofert kredytowych, poniewa¿ nie wiedz± jak np. obliczyæ realny koszt kredytu.
Bardziej „¿yczliwe” nastawienie do oferty banków ni¿ towarzystw ubezpieczeniowych wynika z tego, ¿e klient ma „ssanie” na kredyt. Skutkuje to tym, ¿e, potrzebuj±c pieniêdzy, sam kieruje swoje kroki do banku.
W przypadku ubezpieczeñ, klient przewa¿nie tylko wtedy przychodzi sam do towarzystwa, kiedy musi i gdy wynika to z obowi±zku ustawowego (ubezpieczenia OC zwi±zane z wykonywanym zawodem, komunikacyjne, rolników indywidualnych) lub z uczestnictwa w obrocie gospodarczym (ubezpieczenie kredytu, nieruchomo¶ci nabytej na kredyt, transakcji handlowej itp.). Klienci zg³aszaj±cy siê z w³asnej inicjatywy do doradcy lub do oddzia³u towarzystwa w celu wykupienia ubezpieczenia s± wielk± rzadko¶ci±.
W efekcie jedynym ¼ród³em informacji o istniej±cej i dostêpnej na rynku ofercie ubezpieczeniowej s± przedstawiciele poszczególnych towarzystw – agenci lub doradcy, którzy sami inicjuj± kontakty z klientami.
W tym miejscu ko³o siê zamyka. Niezale¿nie od tego, czy jest siê wysoko wykwalifikowanym specjalist± z wieloletnim do¶wiadczeniem zawodowym w ubezpieczeniach, czy pocz±tkuj±cym dopiero agentem, prowadz±c prospecting na w³asn± rêkê i wed³ug w³asnego pomys³u (telefon, internet, polecenia) jest siê postrzeganym jak natrêtny akwizytor, sprzedawca ¿elazek lub ¶ciereczek do kurzu. Klient instynktownie sytuuje siê wtedy ponad agentem, a z tej pozycji trudno jest mu dawaæ sygna³y, ¿e nic nie wie o ubezpieczeniach i ¿e jest to dla niego ca³kowicie nieznana dziedzina ¿ycia. St±d tendencja klientów in spe do atakowania agenta.
Zastanawiaj±ce jest, ¿e zewsz±d daj±ce siê s³yszeæ narzekania, ¿e to brak pieniêdzy le¿y u podstaw nieubezpieczania siê przez Polaków, nie znajduj± odzwierciedlenia w rzeczywisto¶ci. Obserwujemy bowiem, jak z wielkim trudem zarobione pieni±dze i zgromadzone oszczêdno¶ci s± lekko wydawane na ma³o istotne cele: papierosy, piwko przed telewizorem, szpan i inne bajery...
Wystarczy zajrzeæ do wype³nionych po brzegi wózków oczekuj±cych przy kasach w supermarketach, aby stwierdziæ, ¿e artyku³y spo¿ywcze i artyku³y pierwszej potrzeby gin± pod stosem artyku³ów, których braku w swoim ¿yciu nikt nigdy by nie odczu³, gdyby nie le¿a³y na sklepowej pó³ce obok m±ki, makaronu lub wody mineralnej.
Co wiêcej, niektóre masowo kupowane produkty spo¿ywcze nie tylko nie s± niezbêdne do ¿ycia i poch³aniaj± poka¼ne kwoty z rodzinnego bud¿etu, ale s± wrêcz szkodliwe dla zdrowia.
Pani stomatolog, która dba o zêby mojej rodziny, ¿artuje, ¿e wszelkie chrupki z pewno¶ci± wymy¶li³ jaki¶ sfrustrowany dentysta w obawie, ¿e zabraknie mu pacjentów: przyklejaj±c siê do zêbów stanowi± one wspania³± po¿ywkê dla bakterii odpowiedzialnych za próchnicê. Do kosztu chrupek trzeba wiêc te¿, co które¶ opakowanie, doliczyæ koszt leczenia zêbów.
Przyk³ady tej dziwnej sytuacji ubezpieczeñ na rynku mo¿na d³ugo mno¿yæ
Nie jest prawd±, ¿e Polacy s± oszczêdni. Oczywi¶cie osoby o niskich dochodach ¿yj± po prostu biednie i musz± szanowaæ ka¿dy grosz, ale ju¿ osoby o ¶rednich dochodach wydaj± pieni±dze z wiêksz± ³atwo¶ci±, ¿eby nie powiedzieæ fantazj±, ani¿eli mo¿na by³oby siê spodziewaæ na podstawie deklaracji sk³adanych agentowi ubezpieczeniowemu.
Trudno te¿ zrozumieæ, dlaczego w³adze pañstwowe nie staraj± siê przekonywaæ obywateli do ubezpieczeñ. Przecie¿ ka¿dy ubezpieczony to jedna osoba mniej w kolejce do pomocy spo³ecznej, po zapomogê. Tymczasem jest wprost przeciwnie – podnosz± siê g³osy, ¿e niesprawiedliwe by³oby wprowadzenie ubezpieczeñ obowi±zkowych na terenach powodziowych. A czy ktokolwiek zastanawia³ siê, czy sprawiedliwa jest propozycja podatku powodziowego, który mieliby p³aciæ i ci z gór i ci z nad morza, z dolin i wy¿yn, ci z terenów zalewanych i ci, do których ¿adna fala powodziowa nigdy nie dojdzie.
Zastanawiam siê te¿, dlaczego Polacy, którzy tak mocno podkre¶laj± swoje umi³owanie wolno¶ci, jednocze¶nie tak chêtnie uzale¿niaj± siê od pomocy spo³ecznej. Równie¿ w imiê wolno¶ci niektórzy podnosz±, ¿e nie mo¿na (a nawet nie wolno) wprowadziæ zakazu budowania osiedli na terenach zalewanych, zupe³nie jakby cnot± by³o daæ siê zalaæ przez kolejn± powód¼ .
Paradoksy polskiego ¿ycia spo³ecznego z ubezpieczeniami w tle jeszcze jaskrawiej uwidoczni³y siê po powodzi. Kiedy woda zaczê³a opadaæ i informacje o bie¿±cej sytuacji powodzian zaczê³y docieraæ do ich rodzin, znajomych i przyjació³ na ró¿nych krañcach Polski – od tej chwili rozpoczê³y siê frenetyczne akcje i zbiórki charytatywne i pomocowe.
Zaznaczam, ¿e popieram w ca³ej rozci±g³o¶ci pomaganie potrzebuj±cym, ale bywa, ¿e dobre chêci nie wystarcz± i pomoc szcz±tkowa mo¿e okazaæ siê równoznaczna z trwonieniem ¶rodków.
Ostatnio dowiedzia³em siê, jak problem rozwi±zano w Holandii.
Holendrzy, naród równie bogaty, co oszczêdny, nie kwapi³ siê z ubezpieczaniem swoich domostw, które jak wiadomo, na jednej trzeciej powierzchni Niderlandów posadowione s± poni¿ej poziomu morza. Jak to w kraju kapitalistycznym, pomoc pañstwa dla osób poszkodowanych ograniczona jest zazwyczaj do minimum.
Aby zaradziæ tej sytuacji postanowiono przeciwdzia³aæ tragediom ludzkim nie poprzez pomoc pañstwow± i spo³eczn±, a poprzez regulacje prawne: aby nak³oniæ (przymusiæ) w³a¶cicieli do ubezpieczania domów i mieszkañ, wprowadzony zosta³ przepis, na mocy którego przed zasiedleniem mieszkanie lub dom musz± byæ ubezpieczone. Tym sposobem ubezpieczenie lokali sta³o siê w Holandii obowi±zkowe.
Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, w ojczy¼nie tulipanów od skutków wielkiej wody chroni±… paragrafy. Szczerze mówi±c nie widzê lepszego rozwi±zania, choæ zdajê sobie sprawê, jaki to wywo³a opór w naszym spo³eczeñstwie.
W mediach (prasie, radiu, telewizji, Internecie) tematy zwi±zane z ubezpieczeniami, poruszane s± zazwyczaj tylko w kontek¶cie jakiego¶ zdarzenia losowego (po¿ar, powód¼, huragan, wypadek, dzieci osierocone przez oboje rodziców itp., itd.), którego skutki i konsekwencje mog³yby zostaæ ograniczone, gdyby poszkodowani byli odpowiednio ubezpieczeni od takich zdarzeñ.
Pojawia siê wtedy wiele rozmaitych w±tków, wskazuj±cych, ¿e ubezpieczenie nie jest wcale rozwi±zaniem korzystnym, bo jest drogie, a na terenach powodziowych jeszcze dro¿sze, itp.
W¶ród tych wszystkich argumentów na „nie”, sta³± pozycjê zajmuje motyw „tego, co zapisane jest drobnym drukiem” i czego z tego powodu nikt nie czyta....a potem wynikaj± z tego k³opoty i ¿e w ogóle firmy ubezpieczeniowe, s± tylko po to, ¿eby wy³udziæ od klientów sk³adkê za co¶, o czym nikt nie ma pojêcia i co nikomu do niczego nie jest potrzebne. Poza tym nikt przy zdrowych zmys³ach nie planuje przecie¿ wypadku, choroby, ani tym bardziej umierania.
Po takich wywodach niczyja wiedza o ubezpieczeniach nie wzrasta, nikt niczego nie rozwi±zuje, ale jednocze¶nie nie przedstawia ¿adnej alternatywnej propozycji, która rzeczowo dowodzi³aby, ¿e ubezpieczenia rzeczywi¶cie s± do niczego.
Je¿eli natomiast przedstawiciel jakiego¶ towarzystwa ubezpieczeniowego, ma zaszczyt i szczê¶cie byæ zaproszonym do takiej debaty, to na ogó³ nikt go nie s³ucha, poniewa¿ zawsze ³atwiej wpadaj± w ucho i zapadaj± w pamiêæ barwne relacje z³ych do¶wiadczeñ, ni¿ praktyczne rady do¶wiadczonych fachowców.
A gdyby tak na stronie www.ubezpieczeniaonline.pl utworzyæ rubrykê, w której wypowiadaliby siê Ci, którzy zaznali dobrodziejstwa jakiego¶ ubezpieczenia?
Nie jest wa¿ne, czy bêdzie to ubezpieczenie ¿yciowe, maj±tkowe czy osobowe. Istotne, ¿eby z takiej krótkiej relacji mo¿na by³o dowiedzieæ siê, jakie problemy wyp³ata ¶wiadczenia ubezpieczeniowego pozwoli³a rozwi±zaæ w krytycznym momencie.
Najwy¿szy ju¿ chyba czas po³o¿yæ kres konfabulacjom na temat ubezpieczeñ. Póki nie poka¿emy, gdzie le¿y korzy¶æ ubezpieczonego, tak d³ugo wszystkie skutki kataklizmów bêd± finansowane z kiesy pañstwowej, co, choæ jest ogromnym obci±¿eniem dla bud¿etu pañstwa, i tak nie odpowiada potrzebom poszkodowanych. Mo¿e dziêki przyk³adom z ¿ycia i prawdziwym historiom opowiedzianym przez tych, którzy je prze¿yli, mo¿na bêdzie przekonaæ niektórych, ¿e ubezpieczenia dzia³aj± i maj± sens.
Taka jest moja refleksja, w deszczowe popo³udnie, podczas trwaj±cej powodzi...
Maciej Lichoñski
Jak zwykle zapraszam na moj± stronê:
http://www.agent-aviva.warszawa.pl/